Komentarze (2)
...BO GRUNT to POZYTYWNE MYŚLENIE...
Dźwięk budzika zwiastuje nastanie nowego dnia. Unoszę lekko głowę i spoglądam przez okno, za którym rysują się dobrze mi znane widoki. Blok z szarej płyty, chodnik przetkany kałużami i stare drzewo, którego korona wygląda nieśmiało zza rogu. Moje stopy stykają się z chłodem podłogi i jakby nim sparzone uciekają ponownie pod kołdrę. Dobrze wiem, że każda dodatkowa minuta pobytu w łóżku jest błędem za który zapłacę podczas zbierania się do pracy. Pomimo, iż ponura aura do tego nie zachęca, ostatecznie decyduje się wstać i jeszcze raz spoglądam przez okno, ciężko przy tym wzdychając.
Czajnik swoim gwizdem, oznajmił mi, że pora wyjść spod prysznica. Krople wody jeszcze tańczyły na moich włosach, kiedy sięgałam po ulubiony kubek. Pora na ukochaną herbatę z cytryną, pomyślałam, spoglądając ponownie przez okno. Postanowiłam je otworzyć, a wraz z tym gestem zaprosiłam do swojego mieszkania gwar pobliskiej ulicy, a także powietrze pachnące deszczem. Muszę poszukać parasolki - mruknęłam pod nosem.
Drzwi od klatki ponuro zaskrzypiały. Chłód przeszył moje policzki, a wiatr rozwiał wcześniej ułożone włosy. Na nosie poczułam kroplę deszczu, zaraz za nią pojawiły się kolejne. Chmura dobrze wiedziała kiedy ma wypuścić ze swoich ramion te wirujące baletnice, które głośno odbijały się od dopiero rozłożonego parasola. Jaka wstrętna pogoda – pomyślałam, walcząc przy tym z wiatrem, który chciał ukraść mój szalik. Byłam już pewna, że dzisiejszy dzień będzie okropny.
Zielone światło zamrugało, odbijając się od mokrej tafli asfaltu. Skryta za wielkim, barwnym parasolem w pośpiechu podążałam na przystanek. Będąc blisko celu poczułam, że ktoś nadepnął mnie na piętę. Jak ci ludzie chodzą – przeklęłam w duchu i szybko obróciłam się, aby spojrzeć w oczy sprawcy tego zajścia. Moją twarz oblał rumieniec, a groźna mina szybko zamieniła się w grymas zakłopotania. Obracając się zauważyłam siebie, a dokładnie swoją kopię, ale uśmiechniętą, pogodną, skrytą pod kolorowym płaszczem.
- Kim jesteś? – wymamrotałam niepewnie.
Postać uśmiechnęła się szerzej, a następnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Chyba o czymś zapomniałaś – odpowiedziała.
Zaskoczona odpowiedzią, która nijak nie miała się do mojego pytania, spojrzałam na nią podejrzliwie, a patrząc widziałam blask i czułam ciepło, którego do tej pory nie znałam. Pomyślałam, że to chyba jeszcze skrawki snu kołyszą się na moich rzęsach i skutecznie przykrywają szarą rzeczywistość. Ruszyłam na przód, nie oglądając się za siebie. Usiadłam na ławce pod wiatą przystankową i dopiero odważyłam się spojrzeć na miejsce niedawnego spotkania, ale tajemniczej postaci już tam nie było. Odetchnęłam z wyraźną ulgą.
- Czyżbyś mnie szukała? – usłyszałam.
Obróciłam się w lewo i zauważyłam, że nieznajoma właśnie zajęła miejsce obok mnie.
- Chyba o czymś zapomniałaś – powtórzyła.
Zauważyłam, że ściska coś w dłoni. Popatrzyłam na nią pytająco, próbując przypomnieć sobie, o czym mogłam tego poranka zapomnieć. Włączone żelazko, niedopita herbata, a może niedomknięte okno? Starałam się wrócić myślami do porannych wydarzeń.
- Zapomniałaś mnie zabrać – powiedziała cicho, wręczając mi złoty wisiorek, który do tej pory trzymała kurczowo w dłoni.
W moich dłoniach spoczął długi, złoty łańcuszek, który był przepleciony piórkami, a na jego zakończeniu znajdowała się zawieszka ze słowikiem. Patrzyłam na niego dosyć długo, starając się przypomnieć sobie czy gdzieś go wcześniej widziałam. Wydawał mi się być znajomy, ale przecież nigdy nie nosiłam takiej biżuterii. Obróciłam się w stronę swojej nowo poznanej koleżanki, która nie spuszczała wzroku z moich rąk.
- Proszę, załóż go – wyszeptała.
Krople deszczu skacząc po daszku pozostawiały za sobą głośny stukot, a szare chmury mknęły po niebie niczym po autostradzie. Dźwięk ulicy wydawał się tak odległy, gdy moje dłonie zapinały wisiorek, który wplątywał się we włosy. Spojrzałam ponownie na nieznajomą, ale już jej nie było, a promień słońca, który przedarł się przez mur kłębiastych chmur oślepił mnie i zmusił aby zamknąć na dłuższą chwilę oczy.
Nie czując już na sobie promienia światła otworzyłam powieki. Nad swoją głową nie miałam jednak nieboskłonu, a sufit. Szybko rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że jestem w łóżku. Miałam bardzo dziwny sen – pomyślałam, spoglądając na budzik. W tej samej chwili rozbrzmiał jego dźwięk, ten, który byłam pewna, że już dzisiejszego poranka słyszałam. Podnosząc się z łóżka, wyjrzałam przez okno. Za szybą zobaczyłam szarówkę, którą pamiętałam ze swojego snu, ale było w niej coś innego. W bloku naprzeciwko, na balkonie wśród kwiatów stało starsze małżeństwo, spoglądające na bawiące się na chodniku dzieci. Te skakały po wielkich kałużach, które deszcz przygotował dla nich pod osłoną nocy. Drzewo wyglądające zza rogu miało na sobie małe, białe kwiaty, prezentujące się dumnie na tle soczystej zieleni jego korony. Nastawiłam wodę na ulubioną herbatę i szybko udałam się pod prysznic. Szum wody uspokajał moje myśli, które ciągle uciekały w stronę snu. Starałam się sobie przypomnieć wygląd wisiorka, kiedy to z sennych marzeń wyrwał mnie gwizd czajnika. Otworzyłam okno, zapraszając przy tym do kuchni świeży podmuch wiatru, który pachniał deszczem. Otwarta okiennica pozwoliła, aby do kuchni wdarł się trel ptaków, które przysiadły na zakwitającym drzewie, a także gwar rozmów i śmiechu dzieci, które w drodze do przedszkola bawiły się w kałużach. Otwierając drzwi od klatki zauważyłam, że deszcz rozpoczął występ, balet kropel, które wirowały mi przed nosem. Tak pięknie błyszczały i wykonywały piruety z pomocą podmuchów wiatru. Dołączyłam do nich, co prawda zapomniałam o parasolce i nie mogły odbijać się od niej jak od trampoliny, ale za to zagościły na moich włosach tworząc z nich niesforne loki, które dodatkowo stylizował rozrabiaka wiatr. Zielone światło zamrugało niczym jupiter na scenie, eksponując niektóre z kropel. Usiadłam na ławce na przystanku, spoglądając z tęsknotą za nieznajomą ze snu.
- Czyżbyś ponownie mnie szukała? – usłyszałam znajomy głos.
Z przerażeniem spojrzałam w bok, a obok mnie na ławce znów pojawiła się już znana mi postać.
- Dzisiaj o niczym nie zapomniałaś – odparła z rozbawieniem. I proszę już nigdy o mnie nie zapominaj - dodała.
- Kim jesteś? – zapytałam.
- Jak to kim? Naprawdę mnie nie poznajesz? To ja, twoje pozytywne myślenie. Musisz mnie zakładać codziennie, jak ten wisior. Widzisz jaki ten świat jest piękny? – zapytała z ekscytacją .
W tym momencie nie umiałam nakreślić granicy co jest snem, a co jest rzeczywistością. Natłok myśli sprawiał, że moja głowa pulsowała, co w połączeniu z gwarem ulicy przyprawiało mnie o zawroty głowy. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam byłam nadal w tym samym miejscu. Więc to już nie jest sen – powiedziałam do siebie i zauważyłam, że nadjeżdża mój autobus. Wstając z ławki spojrzałam na daszek wiaty, na którym siedział słowik. Widząc mnie, zakwilił najpiękniejszą pieśń.
To będzie dobry dzień, obiecuję – odparłam do niego i wsiadłam w autobus, którym oddaliłam się do pracy.
Dla Wiernych i Sympatycznych Czytelników Szczęśliwych Klimatów - Magdalena Klim
Kochani, gdybyście mieli ochotę poznać inne wpisy Madzi to zapraszamy na:
https://szczesliwe-klimaty.blogi.pl/kategoria,tw%C3%93rczo%C5%9A%C4%86+magdaleny+klim.html
Źródło: internet.