Komentarze (0)
Kochani
Madzia napisała dla nas kolejną piękną opowieść - tym razem o MIŁOŚCI
Zapraszamy każdego do zanurzenia się w pięknej poezji, która pozwoli choć na chwilę oderwać się od codziennych obowiązków
Chropowata gałąź delikatnie ugięła się pod naciskiem ciężaru ciała, a kilka strąconych przy tym kwiatów spadło w rytmie podmuchów wiosennego wiatru. Zosia uwielbiała wspinać się na to drzewo i spędzać na nim długie chwile w samotności. Było usytuowane w środku sadu, na tyle daleko, aby nie została przez nikogo odkryta, ale i na tyle blisko, aby w razie niespodzianej ulewy szybko skryć się w domu. Zosia bardzo nie lubiła nieproszonych gości, którzy mogliby przerwać jej rozmyślania, no chyba, że były to ptaki, pszczoły, a nawet małe robaczki, które wspinały się wysoko na drzewo, chcąc zobaczyć swoją stałą towarzyszkę. To drzewo, w którego koronę Zosia wplątała kilka kolorowych wstążek było jej ukochanym schronieniem, umożliwiającym przemyślenie tego co było, a także centrum tworzenia nowych pomysłów.
Ponury grymas na twarzy wskazywał, że dzisiaj do rozwiązania jest prawdziwy problem. Zosia nerwowo zaciskała pięści w których miętosiła skrawek swojej jeansowej sukienki, nawet bzyczenie pszczoły było dzisiaj niespotykanie uciążliwe. Czerwone wypieki na twarzy, mieszały się z fioletowym odcieniem złości.
- Tak nie może być – wycedziła przez zęby, mając wciąż w głowie obrazek z dzisiejszej przerwy.
Jolka uśmiechająca się do Krzyśka, niby to pod pretekstem pożyczenia notatek. Ten obraz był dla Zosi spełniającym się koszmarem, w końcu to ona chciała do niego podejść i porozmawiać. Już od dawna obserwowała tego chłopaka i była pewna, że jest w nim zakochana. Na lekcjach często patrzyła w jego rozmarzoną twarz, obserwowała jak rysuje coś w zeszycie, albo jak kreśli koślawe litery. Na przerwach ukradkiem spoglądała na jego telefon, kiedy to przełączał kolejną piosenkę lub sprawdzał coś na stronach internetowych. Tak bardzo chciała wiedzieć czym się interesuje, a także o czym myśli marszcząc swoje ukryte pod gęstą grzywką czoło. Miała już kilka pomysłów na to o czym z nim porozmawiać, ale akurat teraz musiała wtrącić się ta Jolka, która w mniemaniu Zosi nie odpuszczała żadnemu chłopakowi.
Jej oczy z każdą minutą szkliły się coraz bardziej, aby zaraz stać się prawdziwą fontanną łez. Krople spadały tym samym torem, którym wcześniej wirowały strącone kwiaty. Wiatr swoim podmuchem schłodził rozpaloną twarz Zosi, ale nie przyniosło jej to ukojenia. Ze złości strącała świeżo rozkwitnięte pąki, a także coś nerwowo mamrotała pod nosem, energicznie wymachując nogami. Siedzący na pobliskim drzewie wróbel zatrzepotał swoimi skrzydłami, aby zaraz znaleźć się obok płaczącej dziewczyny. Zosia spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Idź stąd – odburknęła, odwracając się w przeciwnym kierunku.
W odpowiedzi usłyszała nieśmiały trel, którego melodia wybrzmiewała wśród delikatnych, bladoróżowych kwiatów.
- Gdybyś tylko umiał mówić – powiedziała ze zrezygnowaniem. W sumie nawet gdybyś potrafił mówić, to przecież i tak byś mi nie pomógł – dodała.
Ptak jakby ze zrozumieniem przysiadł na jej ramieniu i zaćwierkał energicznie, machając przy tym skrzydłami. Zosia spojrzała na niego niepewnie. Wróbelek, jeszcze raz zatrzepotał skrzydłami i uniósł się do góry, kwiląc teraz jeszcze energiczniej.
- Chcesz, abym za Tobą poszła? – zapytała.
Wróbel zakręcił się wokół swojej osi i radośnie zaśpiewał. Pomimo tego, iż cała sytuacja wydawała się Zosi dosyć irracjonalna, postanowiła podążyć za swoim nowo poznanym przyjacielem.
Wspólnie przemierzali ścieżkę polną, która prowadziła poza domami, aby w końcu dotrzeć do drogi asfaltowej. Zosia dobrze znała te okolice, a także osoby, które mieszkały w mijanych budynkach. Nie rozumiała dlaczego wróbelek zabiera ją w podróż między zabudowaniami. Delikatnie ukłoniła się pani Kowalskiej, która akurat podlewała świeżo zasadzone kwiaty i odprowadzała Zosię ciekawskim wzrokiem. Potem mijali jeszcze dom sołtysa, miejscowy sklepik, kilka domów, kapliczkę, aby w końcu dotrzeć w tą część miejscowości, w której Zosia bywała rzadko. Wróbelek przysiadł na żywopłocie, który okalał działkę z małym domkiem. Szybki rzut oka pozwolił na zauważenie drewnianej studni w podwórzu, małego ogródeczka z kwiatami, 4 biegających kur, a także małego, kudłatego pieska, który machał radośnie swoim puchatym ogonem. W tle, za drzewami stała stodoła, która nosiła na sobie uszkodzenia spowodowane nadgryzającym ją zębem czasu. Na płocie wisiała metalowa bańka, taka, którą Zosia pamięta jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to jej rodzice przynosili do domu mleko. Dziewczyna nie wiedziała do kogo należy ten dom, prawdopodobnie znała jego mieszkańców z widzenia, ale nie była w stanie powiedzieć o nich niczego konkretnego. Spojrzała na swojego towarzysza podróży, który teraz usiadł na okiennicy i radośnie zaśpiewał, jakby zapraszając ją bliżej.
Zosia z ciekawością zajrzała przez okno domku, którego wnętrze było skryte za cienką, śnieżnobiałą firanką. Zauważyła dwójkę starszych ludzi, którzy akurat siedzieli przy stole na którym były dwa kubki herbaty, cukiernica, bochenek chleba, masło i dżem. Było to bardzo skromne pomieszczenie, ze stołem, dwoma łóżkami, małą szafeczką z telewizorem, a także półką wypełnioną gazetami, na której szczycie stał kwiatek. Para rozmawiała ze sobą, uśmiechając się do siebie. Kobieta delikatnie zanurzała swoje usta w gorącym naparze, a mężczyzna kroił przygotowaną przez siebie kanapkę na małe kwadraty raz jedząc samemu, raz częstując nimi swoją towarzyszkę. Byli tak bardzo spokojni, posiłek urozmaicali żywą rozmową. Po jego skończeniu i posprzątaniu ze stołu, mężczyzna włączył telewizor i położył się na kanapie, a kobieta usiadła na krzesełku obok niego, trzymając w ręku kłębek włóczki. Nadal prowadzili rozmowę uśmiechając się do siebie, a starszy pan gładził swoją małżonkę po plecach. Jego dłoń była zniszczona i pomarszczona, ale z wielką delikatnością przesuwała się w górę i w dół. Starsza pani spoglądała z wielkim uśmiechem to na męża to na telewizor nadal prowadząc z nim rozmowę. Wystrój pomieszczenia był bardzo skromny, ale za to oni byli największymi bogaczami, którzy wygrali główną nagrodę na loterii - miłość. Zosia była tak oczarowana tym obrazkiem, że nie pomyślała nawet jak dziwnie musi to wyglądać dla ludzi, którzy prawdopodobnie ją mijali. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk śpiewu wróbelka, który dał jej znać, że najwyższa pora wracać do domu.
Dni mijały, a dziewczyna jeszcze nie jeden raz starała się mijać ten dom, chcąc popatrzeć co słychać u tych państwa. Jednego dnia widziała jak mężczyzna nie pozwolił tej kobiecie nieść wiadra z wodą, które dopiero co wyciągnęła ze studni, innym razem karmili wspólnie kury, a kolejnego dnia mąż dumnie oglądał i chwalił kwiaty, które jego żona zasadziła w ogrodzie. Za każdym razem bił od nich taki blask, którego Zosia początkowo nie potrafiła zrozumieć, ale który fascynował ją coraz bardziej. Zapomniała już o swoim zauroczeniu Krzysiem, a nawet myślała sobie, że była głupia będąc zazdrosna o chłopaka, którego tak naprawdę nie znała.
Gałąź ponownie delikatnie się ugięła. Zosia usiadła w swoim ulubionym miejscu, ale tym razem była naprawdę wesoła. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w śpiew ptaków i bzyczenie pszczół, a także pozwalała, aby słodki zapach kwiatów kręcił jej w nosie. Miała ciągle w głowie obraz dwójki starszych ludzi, którzy tak bardzo o siebie dbali. Ostatnio nawet widziała ich jak wracali wspólnie z zakupów trzymając się za ręce. Zosia w końcu zrozumiała, że jej niby zakochanie nie miało nic wspólnego z prawdziwą miłością, którą miała okazję w ostatnich dniach zauważać. Uśmiechnęła się sama do siebie i zamykając oczy zanuciła melodię razem z ptakami. Nagle usłyszała, że dołączył do nich ktoś jeszcze, to jej przyjaciel wróbelek, otworzyła oczy i powitała go szerokim uśmiechem.
- Dziękuję, że mi to pokazałeś – powiedziała. Już teraz wiem czego w swoim życiu szukam. Te wszystkie drobne, miłe gesty, które zauważyłam to jest właśnie miłość.
Wróbelek radośnie zakwilił i zatrzepotał skrzydłami, które poruszyły kolorowe wstążki. Zakręcił kółko wokół swojej nowej przyjaciółki i odleciał. W tej właśnie chwili zaczął kropić chłodny deszcz, który chętnie zatrzymywał się na karku Zosi, która w pośpiechu pobiegła, aby skryć się w domu.
Dla Wspaniałych Czytelników Szczęśliwych Klimatów - Magdalena Klim
Kochani, inne wspaniałe poezje Madzi Klim na:https://szczesliwe-klimaty.blogi.pl/kategoria,tw%C3%93rczo%C5%9A%C4%86+magdaleny+klim.html