Kategoria

TwÓrczoŚĆ magdaleny klim


maj 13 2020 MIŁOŚĆ :)
Komentarze (0)

 

Kochani smile

Madzia napisała dla nas kolejną piękną opowieść - tym razem o MIŁOŚCI kiss

Zapraszamy każdego do zanurzenia się w pięknej poezji, która pozwoli choć na chwilę oderwać się od codziennych obowiązków kiss

 

Chropowata gałąź delikatnie ugięła się pod naciskiem ciężaru ciała, a kilka strąconych przy tym kwiatów spadło w rytmie podmuchów wiosennego wiatru. Zosia uwielbiała wspinać się na to drzewo i spędzać na nim długie chwile w samotności. Było usytuowane w środku sadu, na tyle daleko, aby nie została przez nikogo odkryta, ale i na tyle blisko, aby w razie niespodzianej ulewy szybko skryć się w domu. Zosia bardzo nie lubiła nieproszonych gości, którzy mogliby przerwać jej rozmyślania, no chyba, że były to ptaki, pszczoły, a nawet małe robaczki, które wspinały się wysoko na drzewo, chcąc zobaczyć swoją stałą towarzyszkę. To drzewo, w którego koronę Zosia wplątała kilka kolorowych wstążek było jej ukochanym schronieniem, umożliwiającym przemyślenie tego co było, a także centrum tworzenia nowych pomysłów.

 

Ponury grymas na twarzy wskazywał, że dzisiaj do rozwiązania jest prawdziwy problem. Zosia nerwowo zaciskała pięści w których miętosiła skrawek swojej jeansowej sukienki, nawet bzyczenie pszczoły było dzisiaj niespotykanie uciążliwe. Czerwone wypieki na twarzy, mieszały się z fioletowym odcieniem złości.

 

- Tak nie może być – wycedziła przez zęby, mając wciąż w głowie obrazek z dzisiejszej przerwy.

 

Jolka uśmiechająca się do Krzyśka, niby to pod pretekstem pożyczenia notatek. Ten obraz był dla Zosi spełniającym się koszmarem, w końcu to ona chciała do niego podejść i porozmawiać. Już od dawna obserwowała tego chłopaka i była pewna, że jest w nim zakochana. Na lekcjach często patrzyła w jego rozmarzoną twarz, obserwowała jak rysuje coś w zeszycie, albo jak kreśli koślawe litery. Na przerwach ukradkiem spoglądała na jego telefon, kiedy to przełączał kolejną piosenkę lub sprawdzał coś na stronach internetowych. Tak bardzo chciała wiedzieć czym się interesuje, a także o czym myśli marszcząc swoje ukryte pod gęstą grzywką czoło. Miała już kilka pomysłów na to o czym z nim porozmawiać, ale akurat teraz musiała wtrącić się ta Jolka, która w mniemaniu Zosi nie odpuszczała żadnemu chłopakowi.

 

Jej oczy z każdą minutą szkliły się coraz bardziej, aby zaraz stać się prawdziwą fontanną łez. Krople spadały tym samym torem, którym wcześniej wirowały strącone kwiaty. Wiatr swoim podmuchem schłodził rozpaloną twarz Zosi, ale nie przyniosło jej to ukojenia. Ze złości strącała świeżo rozkwitnięte pąki, a także coś nerwowo mamrotała pod nosem, energicznie wymachując nogami. Siedzący na pobliskim drzewie wróbel zatrzepotał swoimi skrzydłami, aby zaraz znaleźć się obok płaczącej dziewczyny. Zosia spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

 

- Idź stąd – odburknęła, odwracając się w przeciwnym kierunku.

 

W odpowiedzi usłyszała nieśmiały trel, którego melodia wybrzmiewała wśród delikatnych, bladoróżowych kwiatów.

 

- Gdybyś tylko umiał mówić – powiedziała ze zrezygnowaniem. W sumie nawet gdybyś potrafił mówić, to przecież i tak byś mi nie pomógł – dodała.

 

Ptak jakby ze zrozumieniem przysiadł na jej ramieniu i zaćwierkał energicznie, machając przy tym skrzydłami. Zosia spojrzała na niego niepewnie. Wróbelek, jeszcze raz zatrzepotał skrzydłami i uniósł się do góry, kwiląc teraz jeszcze energiczniej.

 

- Chcesz, abym za Tobą poszła? – zapytała.

 

Wróbel zakręcił się wokół swojej osi i radośnie zaśpiewał. Pomimo tego, iż cała sytuacja wydawała się Zosi dosyć irracjonalna, postanowiła podążyć za swoim nowo poznanym przyjacielem.

ptak

Wspólnie przemierzali ścieżkę polną, która prowadziła poza domami, aby w końcu dotrzeć do drogi asfaltowej. Zosia dobrze znała te okolice, a także osoby, które mieszkały w mijanych budynkach. Nie rozumiała dlaczego wróbelek zabiera ją w podróż między zabudowaniami. Delikatnie ukłoniła się pani Kowalskiej, która akurat podlewała świeżo zasadzone kwiaty i odprowadzała Zosię ciekawskim wzrokiem. Potem mijali jeszcze dom sołtysa, miejscowy sklepik, kilka domów, kapliczkę, aby w końcu dotrzeć w tą część miejscowości, w której Zosia bywała rzadko. Wróbelek przysiadł na żywopłocie, który okalał działkę z małym domkiem. Szybki rzut oka pozwolił na zauważenie drewnianej studni w podwórzu, małego ogródeczka z kwiatami, 4 biegających kur, a także małego, kudłatego pieska, który machał radośnie swoim puchatym ogonem. W tle, za drzewami stała stodoła, która nosiła na sobie uszkodzenia spowodowane nadgryzającym ją zębem czasu. Na płocie wisiała metalowa bańka, taka, którą Zosia pamięta jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to jej rodzice przynosili do domu mleko. Dziewczyna nie wiedziała do kogo należy ten dom, prawdopodobnie znała jego mieszkańców z widzenia, ale nie była w stanie powiedzieć o nich niczego konkretnego. Spojrzała na swojego towarzysza podróży, który teraz usiadł na okiennicy i radośnie zaśpiewał, jakby zapraszając ją bliżej.

 

Zosia z ciekawością zajrzała przez okno domku, którego wnętrze było skryte za cienką, śnieżnobiałą firanką. Zauważyła dwójkę starszych ludzi, którzy akurat siedzieli przy stole na którym były dwa kubki herbaty, cukiernica, bochenek chleba, masło i dżem. Było to bardzo skromne pomieszczenie, ze stołem, dwoma łóżkami, małą szafeczką z telewizorem, a także półką wypełnioną gazetami, na której szczycie stał kwiatek. Para rozmawiała ze sobą, uśmiechając się do siebie. Kobieta delikatnie zanurzała swoje usta w gorącym naparze, a mężczyzna kroił przygotowaną przez siebie kanapkę na małe kwadraty raz jedząc samemu, raz częstując nimi swoją towarzyszkę. Byli tak bardzo spokojni, posiłek urozmaicali żywą rozmową. Po jego skończeniu i posprzątaniu ze stołu, mężczyzna włączył telewizor i położył się na kanapie, a kobieta usiadła na krzesełku obok niego, trzymając w ręku kłębek włóczki. Nadal prowadzili rozmowę uśmiechając się do siebie, a starszy pan gładził swoją małżonkę po plecach. Jego dłoń była zniszczona i pomarszczona, ale z wielką delikatnością przesuwała się w górę i w dół. Starsza pani spoglądała z wielkim uśmiechem to na męża to na telewizor nadal prowadząc z nim rozmowę. Wystrój pomieszczenia był bardzo skromny, ale za to oni byli największymi bogaczami, którzy wygrali główną nagrodę na loterii - miłość. Zosia była tak oczarowana tym obrazkiem, że nie pomyślała nawet jak dziwnie musi to wyglądać dla ludzi, którzy prawdopodobnie ją mijali. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk śpiewu wróbelka, który dał jej znać, że najwyższa pora wracać do domu.

 

Dni mijały, a dziewczyna jeszcze nie jeden raz starała się mijać ten dom, chcąc popatrzeć co słychać u tych państwa. Jednego dnia widziała jak mężczyzna nie pozwolił tej kobiecie nieść wiadra z wodą, które dopiero co wyciągnęła ze studni, innym razem karmili wspólnie kury, a kolejnego dnia mąż dumnie oglądał i chwalił kwiaty, które jego żona zasadziła w ogrodzie. Za każdym razem bił od nich taki blask, którego Zosia początkowo nie potrafiła zrozumieć, ale który fascynował ją coraz bardziej. Zapomniała już o swoim zauroczeniu Krzysiem, a nawet myślała sobie, że była głupia będąc zazdrosna o chłopaka, którego tak naprawdę nie znała.

 

Gałąź ponownie delikatnie się ugięła. Zosia usiadła w swoim ulubionym miejscu, ale tym razem była naprawdę wesoła. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w śpiew ptaków i bzyczenie pszczół, a także pozwalała, aby słodki zapach kwiatów kręcił jej w nosie. Miała ciągle w głowie obraz dwójki starszych ludzi, którzy tak bardzo o siebie dbali. Ostatnio nawet widziała ich jak wracali wspólnie z zakupów trzymając się za ręce. Zosia w końcu zrozumiała, że jej niby zakochanie nie miało nic wspólnego z prawdziwą miłością, którą miała okazję w ostatnich dniach zauważać. Uśmiechnęła się sama do siebie i zamykając oczy zanuciła melodię razem z ptakami. Nagle usłyszała, że dołączył do nich ktoś jeszcze, to jej przyjaciel wróbelek, otworzyła oczy i powitała go szerokim uśmiechem.

 

- Dziękuję, że mi to pokazałeś – powiedziała. Już teraz wiem czego w swoim życiu szukam. Te wszystkie drobne, miłe gesty, które zauważyłam to jest właśnie miłość.

 

Wróbelek radośnie zakwilił i zatrzepotał skrzydłami, które poruszyły kolorowe wstążki. Zakręcił kółko wokół swojej nowej przyjaciółki i odleciał. W tej właśnie chwili zaczął kropić chłodny deszcz, który chętnie zatrzymywał się na karku Zosi, która w pośpiechu pobiegła, aby skryć się w domu.

 

Dla Wspaniałych Czytelników Szczęśliwych Klimatów - Magdalena Klim kiss 

 

Kochani, inne wspaniałe poezje Madzi Klim na:https://szczesliwe-klimaty.blogi.pl/kategoria,tw%C3%93rczo%C5%9A%C4%86+magdaleny+klim.html kiss

 

 

milosc

 

 

kwi 18 2020 Pozytywne myślenie :)
Komentarze (2)

...BO GRUNT to POZYTYWNE MYŚLENIE... smile

 

Dźwięk budzika zwiastuje nastanie nowego dnia. Unoszę lekko głowę i spoglądam przez okno, za którym rysują się dobrze mi znane widoki. Blok z szarej płyty, chodnik przetkany kałużami i stare drzewo, którego korona wygląda nieśmiało zza rogu. Moje stopy stykają się z chłodem podłogi i jakby nim sparzone uciekają ponownie pod kołdrę. Dobrze wiem, że każda dodatkowa minuta pobytu w łóżku jest błędem za który zapłacę podczas zbierania się do pracy. Pomimo, iż ponura aura do tego nie zachęca, ostatecznie decyduje się wstać i jeszcze raz spoglądam przez okno, ciężko przy tym wzdychając.

 

Czajnik swoim gwizdem, oznajmił mi, że pora wyjść spod prysznica. Krople wody jeszcze tańczyły na moich włosach, kiedy sięgałam po ulubiony kubek. Pora na ukochaną herbatę z cytryną, pomyślałam, spoglądając ponownie przez okno. Postanowiłam je otworzyć, a wraz z tym gestem zaprosiłam do swojego mieszkania gwar pobliskiej ulicy, a także powietrze pachnące deszczem. Muszę poszukać parasolki - mruknęłam pod nosem.

 

Drzwi od klatki ponuro zaskrzypiały. Chłód przeszył moje policzki, a wiatr rozwiał wcześniej ułożone włosy. Na nosie poczułam kroplę deszczu, zaraz za nią pojawiły się kolejne. Chmura dobrze wiedziała kiedy ma wypuścić ze swoich ramion te wirujące baletnice, które głośno odbijały się od dopiero rozłożonego parasola. Jaka wstrętna pogoda – pomyślałam, walcząc przy tym z wiatrem, który chciał ukraść mój szalik. Byłam już pewna, że dzisiejszy dzień będzie okropny.

 

Zielone światło zamrugało, odbijając się od mokrej tafli asfaltu. Skryta za wielkim, barwnym parasolem w pośpiechu podążałam na przystanek. Będąc blisko celu poczułam, że ktoś nadepnął mnie na piętę. Jak ci ludzie chodzą – przeklęłam w duchu i szybko obróciłam się, aby spojrzeć w oczy sprawcy tego zajścia. Moją twarz oblał rumieniec, a groźna mina szybko zamieniła się w grymas zakłopotania. Obracając się zauważyłam siebie, a dokładnie swoją kopię, ale uśmiechniętą, pogodną, skrytą pod kolorowym płaszczem.

 

 

- Kim jesteś?wymamrotałam niepewnie.

 

 

Postać uśmiechnęła się szerzej, a następnie zmierzyła mnie wzrokiem.

 

- Chyba o czymś zapomniałaśodpowiedziała.

 

Zaskoczona odpowiedzią, która nijak nie miała się do mojego pytania, spojrzałam na nią podejrzliwie, a patrząc widziałam blask i czułam ciepło, którego do tej pory nie znałam. Pomyślałam, że to chyba jeszcze skrawki snu kołyszą się na moich rzęsach i skutecznie przykrywają szarą rzeczywistość. Ruszyłam na przód, nie oglądając się za siebie. Usiadłam na ławce pod wiatą przystankową i dopiero odważyłam się spojrzeć na miejsce niedawnego spotkania, ale tajemniczej postaci już tam nie było. Odetchnęłam z wyraźną ulgą.

 

- Czyżbyś mnie szukała?usłyszałam.

 

Obróciłam się w lewo i zauważyłam, że nieznajoma właśnie zajęła miejsce obok mnie.

 

- Chyba o czymś zapomniałaśpowtórzyła.

 

Zauważyłam, że ściska coś w dłoni. Popatrzyłam na nią pytająco, próbując przypomnieć sobie, o czym mogłam tego poranka zapomnieć. Włączone żelazko, niedopita herbata, a może niedomknięte okno? Starałam się wrócić myślami do porannych wydarzeń.

 

- Zapomniałaś mnie zabraćpowiedziała cicho, wręczając mi złoty wisiorek, który do tej pory trzymała kurczowo w dłoni.

 

W moich dłoniach spoczął długi, złoty łańcuszek, który był przepleciony piórkami, a na jego zakończeniu znajdowała się zawieszka ze słowikiem. Patrzyłam na niego dosyć długo, starając się przypomnieć sobie czy gdzieś go wcześniej widziałam. Wydawał mi się być znajomy, ale przecież nigdy nie nosiłam takiej biżuterii. Obróciłam się w stronę swojej nowo poznanej koleżanki, która nie spuszczała wzroku z moich rąk.

 

- Proszę, załóż gowyszeptała.

 

Krople deszczu skacząc po daszku pozostawiały za sobą głośny stukot, a szare chmury mknęły po niebie niczym po autostradzie. Dźwięk ulicy wydawał się tak odległy, gdy moje dłonie zapinały wisiorek, który wplątywał się we włosy. Spojrzałam ponownie na nieznajomą, ale już jej nie było, a promień słońca, który przedarł się przez mur kłębiastych chmur oślepił mnie i zmusił aby zamknąć na dłuższą chwilę oczy.

 

Nie czując już na sobie promienia światła otworzyłam powieki. Nad swoją głową nie miałam jednak nieboskłonu, a sufit. Szybko rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że jestem w łóżku. Miałam bardzo dziwny sen – pomyślałam, spoglądając na budzik. W tej samej chwili rozbrzmiał jego dźwięk, ten, który byłam pewna, że już dzisiejszego poranka słyszałam. Podnosząc się z łóżka, wyjrzałam przez okno. Za szybą zobaczyłam szarówkę, którą pamiętałam ze swojego snu, ale było w niej coś innego. W bloku naprzeciwko, na balkonie wśród kwiatów stało starsze małżeństwo, spoglądające na bawiące się na chodniku dzieci. Te skakały po wielkich kałużach, które deszcz przygotował dla nich pod osłoną nocy. Drzewo wyglądające zza rogu miało na sobie małe, białe kwiaty, prezentujące się dumnie na tle soczystej zieleni jego korony. Nastawiłam wodę na ulubioną herbatę i szybko udałam się pod prysznic. Szum wody uspokajał moje myśli, które ciągle uciekały w stronę snu. Starałam się sobie przypomnieć wygląd wisiorka, kiedy to z sennych marzeń wyrwał mnie gwizd czajnika. Otworzyłam okno, zapraszając przy tym do kuchni świeży podmuch wiatru, który pachniał deszczem. Otwarta okiennica pozwoliła, aby do kuchni wdarł się trel ptaków, które przysiadły na zakwitającym drzewie, a także gwar rozmów i śmiechu dzieci, które w drodze do przedszkola bawiły się w kałużach. Otwierając drzwi od klatki zauważyłam, że deszcz rozpoczął występ, balet kropel, które wirowały mi przed nosem. Tak pięknie błyszczały i wykonywały piruety z pomocą podmuchów wiatru. Dołączyłam do nich, co prawda zapomniałam o parasolce i nie mogły odbijać się od niej jak od trampoliny, ale za to zagościły na moich włosach tworząc z nich niesforne loki, które dodatkowo stylizował rozrabiaka wiatr. Zielone światło zamrugało niczym jupiter na scenie, eksponując niektóre z kropel. Usiadłam na ławce na przystanku, spoglądając z tęsknotą za nieznajomą ze snu.

 

 

- Czyżbyś ponownie mnie szukała?usłyszałam znajomy głos.

 

Z przerażeniem spojrzałam w bok, a obok mnie na ławce znów pojawiła się już znana mi postać.

 

- Dzisiaj o niczym nie zapomniałaśodparła z rozbawieniem. I proszę już nigdy o mnie nie zapominaj  - dodała.

 

- Kim jesteś?zapytałam.

 

- Jak to kim? Naprawdę mnie nie poznajesz? To ja, twoje pozytywne myślenie. Musisz mnie zakładać codziennie, jak ten wisior. Widzisz jaki ten świat jest piękny?zapytała z ekscytacją wink.

 

W tym momencie nie umiałam nakreślić granicy co jest snem, a co jest rzeczywistością. Natłok myśli sprawiał, że moja głowa pulsowała, co w połączeniu z gwarem ulicy przyprawiało mnie o zawroty głowy. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam byłam nadal w tym samym miejscu. Więc to już nie jest sen – powiedziałam do siebie i zauważyłam, że nadjeżdża mój autobus. Wstając z ławki spojrzałam na daszek wiaty, na którym siedział słowik. Widząc mnie, zakwilił najpiękniejszą pieśń.

 

 

To będzie dobry dzień, obiecuję smile– odparłam do niego i wsiadłam w autobus, którym oddaliłam się do pracy.

 

Dla Wiernych i Sympatycznych Czytelników Szczęśliwych Klimatów - Magdalena Klim kiss 

 

Kochani, gdybyście mieli ochotę poznać inne wpisy Madzi to zapraszamy na:

https://szczesliwe-klimaty.blogi.pl/kategoria,tw%C3%93rczo%C5%9A%C4%86+magdaleny+klim.html kiss

BEZ

Źródło: internet.

 

 

 

mar 08 2020 DZIEŃ KOBIET :)
Komentarze (0)

   WYJĄTKOWY WPIS od wspaniałej PISARKI - Madzi Klim 🙏🙏🙏 która GOŚCINNIE zechciała wystąpić DLA NAS KOBIETEK 😘😘😘 oczarowując 8 MARCA swoją ZNAKOMITĄ POEZJĄ 🥰🥰 DZIĘKUJEMY Madziu I ZAPRASZAM WSZYSTKICH do MAGICZNEJ LEKTURY 🍀🍀🍀   

 

Poranek przyniósł za sobą pierwszego gościa, który zajął miejsce na kanapie w salonie. Był na tyle śmiały, aby przysiąść na ulubionym kocu, leżącym w nieładzie po wczorajszym maratonie seriali. Słońce, bo to o nim mowa, postanowiło rozpocząć ten dzień razem ze mną. Ekspres włączył się automatycznie, dając mi znak, że jest godzina ósma. Przeciągnęłam się i wyjrzałam przez okno. Na osiedlu tętniło życie, a na chodniku mijali się podążający w pośpiechu ludzie. Ciekawe czy na nich również po przebudzeniu czekało słońce, wydają się tacy ponurzy. Być może zbagatelizowali tak ważne odwiedziny, które nastąpiły po paru dniach szarówki. Jeszcze wczoraj każdy walczył z rozłożeniem parasola, a dziś tak łatwo pomija się fakt hipnotyzującego błękitu nieba wiszącego nad naszymi głowami.

 

     Wracając do salonu zauważyłam, że słońce już nie tylko upodobało sobie mój koc, ale także poduszki i ochoczo rozłożyło się na kanapie. 

– Ej słońce, co się dzieje? – zapytałam, widząc, że szykuje się do snu. Nie wygłupiaj się! – wykrzyczałam.

Mój gość niezbyt przejął się moimi słowami i jeszcze bardziej wyciągnął swoje promienie, w międzyczasie spoglądając na mnie spod przymrużonych oczu. Po około minucie milczenia, nareszcie się odezwał.

- Chmury są o wiele bardziej wygodne, nie wiem jak tu możesz spać – powiedziało słońce, kręcąc się po kanapie. Nie zmienia to faktu, że ktoś mnie musi dzisiaj zastąpić, bo nie czuję się najlepiej – dodało.

- Dobrze, czy jest jakiś numer do twojego pomocnika? Nie wiem, może mam zawołać w niebo. Kto cię dzisiaj zastępuje, księżyc? – odpowiedziałam bez chwili namysłu.

- Księżyc razem z gwiazdami są opiekunami nocy, a teraz mamy poranek. Jak wyobrażasz sobie taką zamianę? – odpowiedziało z rozbawieniem w głosie słońce. Nie bez powodu goszczę u ciebie, bo to ty masz mnie zastąpić.

- Ja? – odparłam z przerażeniem. Jak mogę to być ja? Przecież nie umiem latać, co ja w sumie mówię nie umiem świecić, nie umiem grzać. No nie mogę być słońcem, jak ty to sobie wyobrażasz? 

- Zaraz pojawi się tutaj jeden z moich pomocników, a dokładnie to przypłynie do ciebie chmura i wtedy wszystko zrozumiesz, nie ma powodów do zmartwień – odpowiedziało słońce i zamknęło oczy.

- Słońce, to nie czas na wygłupy, wstawaj! Słyszysz mnie? Wstawaj! – krzyczałam, ale nie uzyskałam już żadnej odpowiedzi. 

Usiadłam w fotelu i spoglądając na złociste promienie rozważałam co tak naprawdę oznacza zastąpienie słońca, przecież to nie jest możliwe. Pewnie coś mu się poplątało, niech teraz odpocznie, a potem wrócimy do tej rozmowy - pomyślałam. 

     Wróciłam do kuchni, aby napić się kawy i posłuchać ulubionej muzyki. Z rozmyślań nad tekstem piosenki wyrwało mnie stukanie do okna. Podniosłam głowę, ale niczego za szybą nie zauważyłam. Postanowiłam zajrzeć do salonu, czy na pewno wszystko dobrze ze słońcem. Zza uchylonych lekko drzwi było widać, iż śpi ono snem spokojnym i głębokim, więc na pewno nie  stało się nic złego. Wracając do kuchni zauważyłam, że na kuchennym blacie coś się znajduje. Musiałam przetrzeć oczy ze zdziwienia, ponieważ był to słowik. Nie mam pojęcia jak się tu znalazł, przecież wszystkie okna są zamknięte. Powitał mnie słodkim trelem, który opanował mój umysł i moje serce, miałam wrażenie, że przez moment unoszę się w powietrzu. Z tego błogiego stanu wyrwał mnie trzepot skrzydeł. Słowik podleciał do klamki, wskazując, abym otworzyła okno, co od razu uczyniłam. Wraz z otwarciem okna, zaprosiłam do domu słodki zapach kwiatów, śpiew ptaków, a także delikatny podmuch wiatru. 

- Zapraszam ze sobą – usłyszałam.

Podniosłam delikatnie głowę i zauważyłam, że zbliża się do mnie chmura. Była tak duża i miękka, a jej mleczny kolor nosił na sobie skrawki błękitu, jak gdyby wyrwane niebu. W momencie gdy zatrzymała się na wysokości mojego parapetu, wydawało mi się, że przybliża się do mnie trel ptaków, tak jakby były one poukrywane gdzieś wśród białego puchu.

- Zapraszam ze sobą – powtórzyła.

- Ja nie mogę być słońcem, ja nie wiem o co chodzi – odparłam.

- Nie będę powtarzać trzeci raz, wskakuj – powiedziała poważnym tonem chmura.

 

     Na początku mijaliśmy szare bloki, potem wirowaliśmy wśród autostrad, aby w końcu zatonąć wśród drzew. Moje nozdrza wypełniał zapach świeżych igieł i szyszek, aby zaraz przemieszać się z wonią drzewek owocowych, a także słodyczą kwiatów. Wirowaliśmy wśród koron drzew, a także buszowaliśmy wśród łąk. Nawet nie wiem kiedy na mojej głowie pojawił się wianek z polnych kwiatów. Leżałam na miękkiej chmurze, otoczona naturą, a w uszach wybrzmiewały ptasie koncerty. Czułam się tak bardzo wyjątkowo, jeżeli to był sen, nie chciałam, aby kiedykolwiek się skończył.

- Teraz widzisz jak czuje się słońce – powiedziała nagle chmura. - Widzę, że odpowiada ci ta rola, ale pora na wypełnienie zadań, które ma przed sobą słońce na co dzień.

Nagle pojawiliśmy się nad placem zabaw, a wśród gwaru i śmiechu dzieci dało się usłyszeć cichy płacz. Łkanie, które może normalnie nie zwróciłoby mojej uwagi, ale dzisiaj wręcz rozrywało me serce. Był to płacz chłopca, który siedział w piaskownicy. Poczułam, że moje ręce stają się promieniami, mogłam je spokojnie wyciągnąć w jego stronę. Dotknęłam delikatnie spuchniętej od płaczu buzi i pogładziłam ją, dając przy tym ciepłego, słonecznego całusa. Moje promienie osuszyły jego łzy, a na twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Poczułam dużą ulgę, że mogłam mu pomóc. 

Nie zdążyłam jeszcze dobrze zapomnieć o wydarzeniu sprzed chwili, kiedy pojawiłam się przed dużym, szklanym biurowcem. Właśnie wybiegał z niego mężczyzna, który pomimo odczuwalnego, marcowego chłodu miał rozpięty płaszcz i przerzucony przez ramię szalik. Biedaczek, na pewno się gdzieś śpieszy, ale przecież powinien o siebie zadbać. Podmuchem wiatru sprawiłam, iż szalik oplótł jego szyję. Dla pewności posłałam jeden z promieni słońca, który zostawił rumieniec na jego policzkach. Mężczyzna przystanął na chwilę i spojrzał w niebo, na jego twarzy pojawił się uśmiech, który zastąpił widoczny do tej pory grymas. Byłam bardzo zadowolona, że dałam mu poczucie, że ktoś się o niego troszczy.

Podmuchy wiatru, które wywołałam w celu poprawy szalika, zmieniły się w jeden, silniejszy wir, który poniósł mnie dalej. Teraz znalazłam się nad małą chatką, w której oknie wyglądała uśmiechnięta staruszka. Widząc, że promienie słońca odbijają się od szyby, postanowiła wyjść na zewnątrz. 

- Słonko – chodź do mnie, to coś ci pokażę – wykrzyknęła w moją stronę, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.

Podążając za nią krok w krok, dotarliśmy do ogrodu, w którym widoczne były świeżo zasadzone rośliny. W każdym geście staruszki odnajdywałam potwierdzenie co do tego, jak bardzo o nie dba, ale również jak są dla niej ważne. Swoimi promieniami delikatnie muskałam, nieśmiało wyglądające z ziemi rośliny. Postanowiłam, że upiększę znajdujące się w pobliżu drzewa, które malowałam najpiękniejszymi odcieniami zieleni. Rośliny, które do tej pory były trudno zauważalne, wraz z kąpielą słoneczną pięły się do góry. Starsza kobieta była przeszczęśliwa, a każdy ze świeżo wyrośniętych kwiatów dokładnie oglądała.

- Dziękuję słoneczko – wykrzyknęła w moją stroną, machając do mnie przyjaźnie.

W jej oczach zauważyłam łzy, a wzruszenie udzieliło się także mi. Krople, które spływały po moich policzkach zatapiały się w puchu mojej przyjaciółki chmury. Zastanawiałam się jakie jeszcze przygody przed nami, kiedy zauważyłam, że chmurka, która do tej pory była nieskazitelnie biała, zaczęła przybierać kolor szary.

- Co się dzieje? – zapytałam.

- Pora wrócić do domu – odparła.

Droga powrotna była szybsza, ale znów błądziłyśmy wśród drzew, traw i kwiatów. Ponownie usłyszałam śpiew ptaków, ale wydawał mi się być bardziej niespokojny. Nie czułam też tak wyraźnie zapachu kwiecia, który wcześniej przyprawiał mnie o zawroty głowy. 

- Koniec podróży – zakomunikowała chmura, a ja zauważyłam, że jesteśmy przed moim, kuchennym oknem.

- Dziękuję za wszystko – powiedziałam, przechodząc po kuchennych szafkach.

 

     Gdy tylko zeszłam z chmury, ona bardzo szybko uniosła się do góry i dołączyła do innych jej koleżanek, które już rozgościły się na nieboskłonie, przykrywając cały jego błękit. Chwilę później na szybie pojawiła się kropla, która ustąpiła miejsca kolejnym. Mogłam zaobserwować istny balet kropel, które wirując w powietrzu, wykonywały najpiękniejsze piruety. Dźwięk, który wydawały odbijając się od szyby, wprowadzał mnie w stan błogiego spokoju. 

Nagle przypomniałam sobie o gościu, pewnie nadal śpi na mojej kanapie. Wchodząc do pokoju, zauważyłam, że słońce siedzi wygodnie w fotelu, widząc mnie odetchnęło z wyraźną ulgą. Widać było, że czeka na mnie już od pewnego czasu.

- Wiesz jaki jest dzisiaj dzień? – zapytało.

- Poniedziałek  – odparłam niepewnie. Nagle zaczęłam się martwić, że słońce może mieć mi za złe, że pada deszcz, może coś popsułam. Nie wiedziałam czemu pyta mnie o datę, ale pomyślałam, iż może miało w planach, że będzie to słoneczny dzień, a ja nie poradziłam sobie z tym zadaniem i jego godnym zastąpieniem.

 

- Tak dzisiaj jest poniedziałek , ale dzisiaj jest także Dzień Kobiet – odparło. – Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień pokazał ci jak bardzo ważna jest rola kobiety. Wydawałoby się, że nie można żyć bez słońca, ale czym byłby świat bez kobiet. Natura obserwuje Was na co dzień. Odważne piastunki, które czynią świat lepszym. Potraficie osuszać łzy lepiej, niż moje wszystkie, gorące promienie. Dzieci, które kryją się w Waszych ramionach, ale także po prostu bliscy, znajdujący w Was oparcie. A pamiętasz tego mężczyznę? Kto inny potrafi dbać tak o ukochaną osobę, jak Wy kobiety. Miłe słowo, poprawienie czapki, a może ugotowanie ulubionego dania. Każda z Was jest wyjątkowa i wyjątkowym czyni wszystko co Was otacza. Ciepło Waszego serca, nawet nie umywa się do mojego ciepła. Myślę, że pamiętasz również o staruszce. Jej historia pokazała radość z codziennych i prostych rzeczy, dużą troskę jaką się wykazujecie, a także to jak Wasza pomoc ubarwia i ukwieca cały świat. Krople deszczu pokazały jak bardzo jesteście wrażliwe, a kiedy jesteście smutne, razem z Wami smuci się świat. W tak wyjątkowym dniu każda z Was zasługuje, na taką mięciutką chmurkę. Zapewniam cię, że wszystkie dzisiejsze trele ptaków są na Waszą cześć, a każdy kwiat pręży się dumnie, aby docenić Wasz trud. Pamiętaj również, że każda z Was, kobiet jest właśnie takim słońcem, które rozjaśnia nawet te najgorsze dni.

WIOSNA

 Źródło: internet.