Dzisiejszy wpis miał być zupełnie o czymś innym, ale w obecnej sytuacji jakiej doświadczamy, przychodzi mi do głowy jeden temat, jedna myśl...poczucie bezpieczeństwa. Tak tak poczucie bezpieczeństwa, a nie poczucie zagrożenia, bo akurat w takim poczuciu obecnie funkcjonujemy. Przychodzi mi do głowy sytuacja rodziny, mojej, Twojej niemalże każdego z nas, bo każdy z nas ma jakąś swoją rodzinną historię lęku.
Wojny czy inne konflikty zbrojne, zarazy, obecne choroby cywilizacyjne, zabierały nam naszych najbliższych od lat. Historia naszego narodu nauczyła nas lęku, tęsknoty strachu, poczucia zagrożenia i straty.
Dziś znowu mamy do czynienia z realnym zagrożeniem, jakie stawia przed całym niemalże światem, rozprzestrzeniający się wirus. I znowu są skrajne emocje, panika, strach o jutro... doświadczanie lęku podobnego jakiego doświadczali nasi dziadkowie, gdy wybuchała wojna, podobnego do odczuć naszych rodziców, w czasie represji stalinowskich, walk z komunizmem, podczas stanu wojennego. Obecnie mamy stan zagrożenia epidemiologicznego. Ponownie opustoszałe ulice, szkoły, biura i instytucję i... puste półki w sklepach. Brakuje nam w tym wszystkim jednego... opanowania, realnego spojrzenia na zagrożenie i przestrzegania zasad jakie na nas nałożyło państwo. Brakuje nam przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa do jakiego jesteśmy na co dzień przyzwyczajeni, do tego komfortu psychicznego w jakim przyszło nam żyć. Brakuje nam wiary i nadziei, że wszystko dobrze się skończy, że trzeba przetrwać trudny czas, ale w nadziei i spokoju, z ufnością, że jeśli tylko będziemy przestrzegać zasad to niebawem wszystko się skończy. Zawsze w poczuciu zagrożenia potrafiliśmy być solidarni, potrafiliśmy sobie wzajemnie pomagać. Liczyć na siebie… i na szczęście dostrzegam takie zachowania w nas także i teraz. I napawa mnie to dumą, nadzieją i poczuciem bezpieczeństwa właśnie. Bo widzę, że osoby samotne, starsze nie zostają bez pomocy, bez opieki. Widzę odpowiedzialność rodziców o dzieci, którzy nie wypuszczają dzieci beztrosko na podwórza, nie wyjeżdżają z nimi na „drugie ferie”, choć zdarzają się jak zawsze oczywiście niechlubne wyjątki. Nie o tym chce jednak pisać. Chcę pisać o dobru, które się w nas od nowa rodzi, a które na co dzień czasami w natłoku zajęć biegnie za nami ostatkiem sił, aby nas dogonić, żebyśmy mogli z niego skorzystać. Teraz zwolniliśmy i nagle okazuje się, że mamy czas nie tylko dla swoich najbliższych, ale także dla schorowanego sąsiada czy dla samotnej sąsiadki. Rodzi się dobro, szkoda, że, jak to najczęściej bywa odbywa się to w poczuciu zagrożenia, ale warto podkreślić, że jednocześnie budzi, przynajmniej we mnie, poczucie bezpieczeństwa, że zawsze znajdzie się ktoś kto zainteresuje się losem drugiego człowieka. Piękne jest, że ludzie mimo ogólnej paniki, czasami może zbytnio nakręconej przez media, potrafią trzeźwo spojrzeć na sytuację i wyciągnąć wnioski z zaistniałej sytuacji. Pomoc osobom, które są szczególnie narażone na zakażenie jest najlepszym sposobem na to, aby ograniczyć, rozwój wirusa. I wierzcie mi tych chwil spędzonych z rodziną nie odda nam nic. Nie patrzmy na obecną sytuację tylko z perspektywy zagrożenia. Spójrzmy czasami oczami naszych dzieci, które cieszą się, że w końcu mają nas dla siebie przez całą dobę, spójrzmy oczami naszych starszych, schorowanych rodziców czy dziadków, dla których każda, z nami spędzona chwila na rozmowie jest bezcenna. Czy w normalnej sytuacji zauważylibyśmy te niuanse w postaci olbrzymiego uśmiechu dzieci, gdy po raz kolejny proponujemy im wspólną grę w planszówki albo szkliste od wzruszenia oczy naszego rodzica - seniora, gdy wspólnie śmiejemy się wspominając dzieciństwo, przeglądając stare zdjęcia, albo po prostu pijąc herbatę. Bezcenne.
I wiecie co ja właśnie uskuteczniłam te wielkie- niewielkie działania w swoim życiu. Mam czas... i nie jest to dla mnie klęska, jest dla mnie szansą, która może się nie powtórzyć, albo raczej szansą na to żeby zobaczyć, czego brakowało, do czego warto wracać, gdy pandemia się skończy, a my wrócimy do rzeczywistości „sprzed”, bo wirusa prędzej czy później pokonamy... Jest szansa, że dzięki zaistniałej sytuacji zdobędziemy o wiele więcej... Ja już odzyskuję poczucie bezpieczeństwa, który zawsze dawał mi dom rodzinny i wiarę, że razem przetrwamy chyba wszystko.
Wiary, poczucia bezpieczeństwa i cierpliwości na ten trudny czas życzę Wam Drodzy Czytelnicy. Pamiętajmy solidarność w przestrzeganiu zasad jest naszą siłą i nadzieją, że niebawem to wszystko się skończy.
Źródło: internet.